Strony

14.01.2011

O MNICHACH I ŚWIĄTYNIACH



Generalnie buddyjskie świątynie na Sri Lance nigdy nie są stricte buddyjskie. Buddyzm jest tu tak silnie powiązany w hinduizmem, że nikt chyba nie wyobraża sobie obarczania wszystkimi modlitwami wyłącznie biednego Buddy, który jest w końcu tylko jeden. W zanadrzu kręci się przecież sporo ściśle wyspecjalizowanych bogów, którym można z powodzeniem powierzyć swoje intencje. Nie doprowadzą oni co prawda do samej nirwany, ale dysponują mocami w zupełności wystarczającymi, by zapewnić szczęśliwe pożycie małżeńskie czy pomóc rozkręcić biznes.


Tak więc w każdej buddyjskiej świątyni, obok ołtarzy poświęconych Buddzie, znajdują się kapliczki bóstw hinduistycznych, do których chodzi się z konkretnymi problemami. W malutkich przydrożnych chramikach natomiast, pod jednym dachem posążki Buddy siedzą zwykle ramię w ramię ze słoniogłowym Ganeszą lub jadącym na pawiu Kataragamą i żaden z nich wydaje się nie mieć nic przeciwko tamu wyznaniowemu eklektyzmowi.


Jeśli chodzi o posągi samego Buddy, to ogólnie panuje chyba przekonanie, że tym skuteczniejsza modlitwa, im więcej Buddów zgromadzono na metr kwadratowy powierzchni lub im Budda większych rozmiarów. Trochę jak z Polsce z Jezusami.


Pośród tych niezliczonych posągów, w świątyniach można czasem napotkać mnichów. Jaki mnich buddyjski jest, każdy pewnie kiedyś widział. Łysy, bosy, w pomarańczowych szatach, uosobienie spokoju i ubóstwa, personifikacja wycofania z doczesnego świata. Na Sri Lance tacy też na pewno istnieją, ale z szerszej perspektywy sprawa ma się troszeczkę inaczej. 


Buddyjscy mnisi dzierżą tu realną władzę polityczną, która bynajmniej nie ogranicza się do posiadania wyznaczonych miejsc, wyłącznie na własny użytek, w środkach komunikacji publicznej. Mnisi zasiadają bowiem w lankijskim parlamencie, gdzie tworzą ultra-nacjonalistyczne ugrupowanie. Skrajnie prawicowi jego członkowie należą do tzw. Kręgu Singaleskiej Siły, gdzie wyznaje się wyższość syngaleskiej rasy i religii oraz pozdrawia współtowarzyszy, dobrze nam znanym z nazistowkich kronik filmowych, wyciągnięciem ręki.  O tym jak silny jest wpływ „duchowych przywódców” na politykę państwa, może świadczyć choćby fakt, że w 1959 premier Sri Lanki został zastrzelony właśnie przez mnicha. Warto też wspomnieć, że zakończony zaledwie rok temu długotrwały konflikt syngalesko-tamilski, został tak bezwzględnie i krwawo rozwiązany przez władze państwowe głównie z powodu nacisków buddyjskich mnichów, którzy zdecydowanie odrzucali możliwość jakichkolwiek negocjacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz