Strony

9.11.2012

BRAJČINO



Jeszcze nad Ochrydem dowiadujemy się o wiosce Brajčino i postanawiamy, że to będzie nasz następny przystanek. Położone między Jeziorem Prespa z jednej, a Górami Baba z drugiej strony, Brajčino jest pierwszą w Macedonii inicjatywą ekoturystyczną. „Eko” nas bardzo kusi, zwłaszcza po początkowo traumatycznych eko-doznaniach znad brzegów Ochrydu. Kusi nas też trekking w Parku Narodowym Pelister, więc nie zastanawiamy się dwa razy i jedziemy.

Najpierw autobusem do Resen, potem minibusem, który zanim dowiezie nas na miejsce (stłoczonych jak śledzie z tuzinem innych szczęśliwych podróżnych, którym udało się dostać do środka, w przeciwieństwie do dwóch tuzinów, którym się nie udało i zostały na dworcu), objeżdża wszystkie okoliczne wiochy i domostwa. W końcu jednak docieramy i przekonujemy się, że w Brajčinie początek września jest już po sezonie. Znacznie po.


Jedyny sklepik we wsi pozostaje ciągle i niezmiennie nieczynny, albo otwiera się w super-któtkich i ekstra-rzadkich, tylko najbardziej wtajemniczonym lokalsom znanych nano-okresach czasu. Jedyna restauracja jest już zamknięta na zimę, a zresztą w tym roku i tak nie gotowali, bo mąż gospodyni był chory i umarł. Wszystkie agroturystyczne gospodarstwa pobarykadowane są na głucho i najwidoczniej nie mają ochoty otwierać się ponownie dla dwójki błąkających się bez celu turystów. Nie pozostaje nam nic innego, jak iść główną drogą i liczyć na to, że spotkamy jakąś żywą duszę.

Spotykamy aż dwie, panią i pana, na jednym podwórku. Pytamy o nocleg, a państwo nam mówią, że tak, to jest gospodarstwo agroturystyczne i możemy zostać, ale żebyśmy za bardzo nie przeszkadzali, bo są strasznie zajęci, gdyż do nich dzisiaj i w sobotę przyjeżdżają wycieczki autokarowe ze Słowenii. Na obiad wprawdzie tylko przyjeżdżają, ale przecież już jest po sezonie.


Zostajemy więc i się staramy nie zawadzać. Głównie włóczymy się po okolicy i napawamy spokojem. Najpierw chodzimy po starych kościołach i klasztorach poukrywanych wśród wzgórz dookoła wioski. Mimo, że ścieżki są teoretycznie pooznaczane, do większości nie docieramy, albo trafiamy do przybytku innego świętego, niż się akurat spodziewaliśmy, że do niego idziemy. Później na forach internetowych wyczytujemy, że to się przytrafiło nie tylko nam. W gruncie rzeczy przytrafia się niemal każdemu. Nie szkodzi. Łażenie po tych wszystkich wzgórzach i lasach jest wystarczająco przyjemne, by wynagrodzić nam niezobaczone kaplice.


Innego dnia chodzimy po Parku Narodowym Pelister. Wygląda trochę jak nasze Bieszczady, ale jest zdecydowanie wyżej. Nie mamy niestety tyle czasu, by przejść go gruntownie we wszystkie strony, udajemy się więc szlakiem z Brajčina do Golemo Ezero, czyli do Dużego Jeziora, położonego niebagatelnie 2235 m n.p.m. Nieopodal znajduje się także Malo Ezero (Jezioro Małe) i oba są bardzo szczególne, ponieważ to jedne z najdalej wysuniętych na południe jezior polodowcowych w Europie.


Jest gorąco, pyliście sucho i absolutnie spokojnie. Przez cały dzień na szlaku spotykamy tylko zastęp niemieckojęzycznych skautów z gitarą i dwóch dziadków przeganiających owce. Tym większe jest nasze zdziwienie, gdy w końcu dochodzimy nad Golemo Ezero i okazuje się, że schronisko u stóp Pelisteru pęka w szwach. Oprócz tego pulsuje głośną disco-muzyką i krzykami podchmielonych turystów w ciemnych okularach, którzy przybyli tu od strony Bitoli swoimi samochodami elegancko-terenowymi i teraz kąpią się w jeziorze. Cały błogi klimat parku narodowego szlag trafia. Na szczęście nie musimy tu spędzać nocy i w ogóle staramy się trzymać z daleka.


Zjadamy nasze kanapki, siedząc na kamieniach i gapiąc się w zieloną, polodowcową głębię, po czym ruszamy w drogę powrotną, podczas której nie mijamy nikogo. Wracamy straszliwie długo, gdyż mamy tylko trzy sprawne nogi na dwie osoby i jedno nadszarpnięte ścięgno, ale i tak jest miło.

Nocą idziemy jeszcze na naszych trzech nogach na górkę ponad wioską, gdzie znajduje się przerobiony na noclegownię Monastir Sv Petka (zauważyliśmy, że w Macedonii blisko 99,9% kościołów i klasztorów jest pod wezwaniem Svetej Petki). Idziemy z zamiarem fotografowania gwiazd, ale za szybko się ruszają, więc kończymy jedynie z zaimprowizownym zdjęciem symbolicznie przedstawiającym dualistyczny charakter wszechświata.


P.S. W stronę przeciwną od Brajčina niż Góry Baba leży drugie wielkie Jezioro Macedonii – Prespa. Tam też oczywiście poszliśmy, ale to już zupełnie inna historia, wymagająca osobnego wątku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz