Strony

19.07.2012

SAHARA OKUPOWANA



Sahara Zachodnia – nieurodzajny, piekielnie suchy obszar pomiędzy Marokiem, Mauretanią, Algierią i Oceanem Atlantyckim. Nie bezkresne, złote morze piasku z fantazyjnymi w swych kształtach diunami gnanymi wiatrem. Nie sentymentalno-literackie wyobrażenie pustyni poznaczonej szlakami karawan i zielonymi plamami daktylowych oaz z powieści kolonialnych. Taka Sahara mogłaby uwodzić, pociągać, mogłaby nawet być nazwana piękną. Ale taka Sahara prawie nie istnieje. Taka Sahara jest w zaledwie kilku, niemal uchodzących uwadze miejscach, gdzieś na swoich krańcach.


Cała reszta, obezwładniający ogrom przestrzeni, jest daleką od romantycznej wizji hamadą – czarnym, kamiennym pustkowiem, gdzie trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek życie i o którym niewiele więcej można powiedzieć poza tym, że przeraża.


Ten spalony słońcem skrawek skalistej ziemi to od 1976 roku Saharyjska Arabska Republika Demokratyczna, niezależne, uznane przez ONZ państwo z własną flagą, hymnem i rządem w obozie dla uchodźców w algierskim Tinduf. Obecnie pod zaborem marokańskim.

Obywatele tego kraju nazywają się Sahrawi i są etniczną mieszanką Arabów, Berberów i czarnych Afrykanów. Od pokoleń niezmiennie, czy to z konieczności, z przyzwyczajenia, czy też z przyrodzenia są nomadami i wielu po dziś dzień prowadzi koczowniczy tryb życia. Jedynym domem jaki znają są namioty rozbijane tam, gdzie kozy i wielbłądy są się w stanie przez jakiś czas wyżywić skąpą pustynną roślinnością i przenoszone, gdy z okolicy zniknie ostatnie źdźbło trawy. W interwałach między przenosinami, gdy mężczyźni wypasają stada w sobie tylko znanych miejscach, kobiety próbują dorobić kilka groszy parząc miętową herbatę dziwnym, bladoskórym turystom, którzy od czasu do czasu przyjeżdżają jeepami, żeby fotografować tę jałową ziemię i dziwić się, że jednak jest tu możliwe jakieś życie.


Więc po co ktoś chciałby okupować taki kraj? Po co komu ziemia, która nie rodzi, klimat który zabija, lud, który nie sieje i nie buduje? Odpowiedź może być  jedna, bo tylko jedna jest tutaj rzecz, na której warto położyć łapy: surowce. W przeciwieństwie do większości zjedzonych konfliktami arabskich krajów, przekleństwem Sahary Zachodniej nie jest jednak ropa, bo jest jej tak mało, że wydobycie nie byłoby wcale opłacalne. Na swoje nieszczęście region ten ma za to jedne z najbogatszych na świecie złoża fosforanów i to w imię minerałów ludzie strzelają do siebie nawzajem, mimo trwającego od 11 lat zawieszenia broni. Dla minerałów jednych wypędza się z tych nieprzyjaznych terenów, które jak by nie było, są jednak ich domem, drugich zaś na gwałt się osiedla, żeby gdy przyjdzie czas, właściwie zagłosowali w referendum.

Opuszczona kopalnia w pobliżu Merzougi.

Przemieszczając się po obrzeżach pustyni, co i rusz dostrzec można olbrzymie, ciągnące się wzdłuż dróg napisy. Zgrabne arabskie litery ułożone są z kamyków i głoszą: „Sahara jest nasza”. I tylko spłowiałe resztki kolorowych farb, jakimi wprost na czarnej skale wymalowano flagę, pozwalają domyślać się czyj jest ten konkretny, spękany upałem spłachetek ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz