Strony

13.07.2012

MAROKO JEST SPOKO


O Maroku nigdzie nic nie napisaliśmy, bo to było cztery lata temu, a więc w zamierzchłej przeszłości technologii komunikacyjnych, kiedy idea blogowania była nam tak samo obca, jak kontynent afrykański... jest nam obcy do dziś.


W ferworze sieciowej przeprowadzki poznajdowały się jednak stare fotografie, poutykane w najmroczniejszych zakamarkach kompów i wrócił – jak to mówią – wspomnień czar. Całkiem przypadkowo, zbiegło się to w czasie z przeczytaniem przez nas na jednym z popularnych portali podróżniczych relacji z Maroka pewnej pary, która najwidoczniej pojechała tam prosto po wakacjach w Sopocie lub Krynicy Zdroju oraz po lekturze „Baśni Tysiąca i Jednej Nocy”. Para wróciła zawiedziona i zniesmaczona, że na ulicach brudno, że się je kozie głowy i w nich rzucano owocami, i proponowano seks homoseksualny za pieniądze.

Zastanowiło nas, podobnie jak większość czytelników portalu, dokąd państwo zawędrowali w tym Maroku, bo nam się szczęśliwie nic takiego nie przydarzyło, ani nawet nie słyszeliśmy, żeby się przydarzyło komuś innemu.

To znaczy, kozie głowy się faktycznie je czasami, jak zresztą całą resztę kozy. I czasem jest brudno, jak w Manchesterze i w Będzinie. A z rzeczy szemranych za pieniądze, to nam tylko proponowano haszysz i dziwne dynie, ale nie wzięliśmy i nikt nas niczym nie obrzucił. Nawet kalumnią.


W każdym razie, sprowokowani tą koincydencją, postanowiliśmy dorzucić swoje cztery grosze o Maroku, a z racji, że to było dość dawno, to zamiast sadzić farmazony, napiszemy co nam w głowach utkwiło jako najważniejsze.

Zdjęcia z „małpki”, więc będą miały większą wartość sentymentalną niż artystyczno-fotoreporterską, ale bądźcie z nami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz