Strony

14.12.2010

WTRĘT FEMINISTYCZNY



Od Agi:

Na Sri Lance jestem systematycznie ignorowana. O wiele bardziej, niż w ustawowo muzułmańskim Maroku. Chwilami czuję się jak niewidzialny dodatek do osoby Bartka. To do niego kierowane są wszystkie pytania i rozmowy. Każde zdanie kończy się na „sir”, każda najmniej istotna sprawa wymaga jego zgody. Niejedna riksza nie raz przejechała mi prawie po nogach, żeby spytać Bartka, czy nie potrzebujemy podwózki. Jego bagaż jest zawsze zanoszony do pokoju, podczas gdy ja swój dźwigam na plecach. Kiedy otwieram drzwi w hotelu, kelner wspina się na palce i ponad moim ramieniem pyta, czy obiad ma być bardzo, czy średnio pikantny, a gdy okazuje się, że nie ma już zupy, którą zamówiłam, ja zostaję poinformowana, że jej dzisiaj nie zjem, Bartek natomiast otrzymuje przeprosiny i rozległe sprawozdanie z charmonogramu dostaw warzyw i stanu hodowli pomidora w kraju.

Poza tym Bartek musi być ziszczeniem lankijskiego kanonu męskiego piękna. Już w samolocie z Bahrajnu ktoś pyta, czy nie jest przypadkiem aktorem, bo mógłby przysiąc, że widział go na szklanym ekranie. Później na wyspie wiele razy młodzi mężczyźni kierują do niego to samo pytanie, a zapewnieni po kilkakroć, że nie, na pewno nie jest, twierdzą, że szkoda, bo być powiniem. W Kandy jakiś chłopak wbiega za nami do spożywczaka tylko po to, by skomplementować Bartka urodę. W Sigiriya grupka wystylizowanych elegantów w złotych okularach podziwia jego piękne włosy, a w drodze do Hatton pozuje nawet do zdjęć z pasażerami autobusu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz