Strony

14.12.2010

O LANKIJCZYKACH



Lankijczycy są wyjątkowo mało namolni w kwestii napastowania turystów. Stopień natarczywości sprzedawców, ulicznych artystów i świadczycieli usług wszelakich  jest tu znacznie niższy, niż w innych krajach, jakie odwiedzaliśmy. Pewne zagęszczenie nagabywaczy na spektakle kandyjskiego tańca pseudotradycyjnego można napotkać pod Świątynią Zęba w Kandy, ogólnie jednak jako cudzoziemcy czujemy się na Sri Lance zdecydowanie niezaszczuci.

Dużo bardziej męcząca jest lankijska ciekawość. Mieszkańcy wyspy są pod tym względem trochę jak dzieci, które zbiegają się ze wszystkich stron i przepychają jeden przez drugiego, gdy tylko wydarzy się coś w najmniejszym choćby stopniu odbiegającego od codziennej rutyny (jak wypadek autobusu lub para białasów pytających o drogę).  Kiedy wypatrzą w tłumie bladą twarz, przyczepiają się do jej posiadacza i drepczą za nim dokądkolwiek by się nie udał, bombardując po drodze setką pytań. Spotkanie tradycyjnie zaczyna się pytaniem zaczepnym: „You’re from, sir?”, po którym następuje pytanie zagajające: „Sri Lanka good?”, po czym jak z automatu pada seria pytań na tematy różne w nieustalonej kolejności. 

Opowiadanie historii swojego życia przypadkowo napotkanym ludziom po kilka razy dziennie początkowo wydaje się nam uciążliwe, a bezustanne powtarzanie, że jesteśmy z „Poland” przez „P”, nie z „Holland” - nawet irytujące. Z czasem jednak, zaskoczeni pytaniami o to, czy Polacy mówią jeszcze jakimiś językami poza angielskim i czy wszyscy w naszym kraju są buddystami, uświadamiamy sobie, jak egzotycznym krajem dla Lankijczyków musi być Polska i wybaczamy im ich nieposkromioną ciekawość. W końcu cóż innego przygnało nas do ich kraju?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz