Strony

12.06.2010

ANTALYA


Antalya to trochę porażka. Pięknie położona nad turkusowym morzem, z dramatycznie majaczącymi ponad plażą sylwetkami gór i fantastycznie odrestaurowaną ottomańską zabudową starego miasta, jakieś 10 lat temu miała ambicje i wszelkie możliwości, by stać się perłą Tureckiej Riwiery. Paradoksalnie jednak na jej wielką niekorzyść zadziałał fakt, iż Antalya jest najzamożniejszym i najszybciej rozwijającym się infrastrukturalnie miastem Turcji. W rezultacie plany uczynienia z niej sielankowego nadmorskiego kurortu w pewnym momencie potoczyły się nie do końca właściwym torem i Antalya stała się czymś na kształt Sopotu, tylko że wielkości Warszawy.


W zasadzie niewiele więcej mamy do powiedzenia o samym mieście, którego zwiedzanie może się śmiało zamknąć w 30 minutach. Chcielibyśmy natomiast (korzystając z okazji) gorąco polecić rodzinną restauracyjkę Huseina (zaraz za meczetem, naprzeciwko Bramy Hadriana, od strony wyjścia z toalet), w której jadają tylko miejscowi, nikt nie mówi w innym języku niż turecki i nie ma nawet menu. Serwis jest za to pięciogwiazdkowy, a jedzenie pyszne, w dużych ilościach i za połowę ceny restauracji zgromadzonych na placyku między Starym Bazarem a Wieżą Zegarową, gdzie gdy zapada zmrok, zbierają się na żer wszyscy turyści Antalyi.

Pozdrawiamy Huseina, jego żonę i siostrę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz