Ostatniego wieczoru przed opuszczeniem Kapadocji postanowiliśmy wybrać się
na wzgórze oficjalnie oznaczone na wszystkich lokalnych mapach jako
najpiękniejszy punkt widokowy na zachód słońca.
Trochę nas zdziwiło, że droga w ten urokliwy zakątek przez finalne 6 kilometrów wiedzie szerokim asfaltem. Zdziwienie nasze wzmogło się jeszcze, gdy w pobliżu wzgórza, z coraz większą częstotliwością, zaczęły nas mijać pełne autokary wycieczkowe. Szczyt swój natomiast osiągnęło, kiedy na ciągnącej się wśród szczerych pól drodze, wyrósł szlaban z budką jakby celnika, z której wyłonił się pan, oznajmiając, iż podziwianie zachodu słońca kosztuje 1 lira od osoby. Uiściliśmy opłatę (no bo jakże tu przegapić najromantyczniejsze widowisko w regionie), w zamian za co wręczono nam po oficjalnym bilecie na wzgórze, profesjonalnie wydrukowanym na kredowym papierze z hologramem i pieczęcią parku narodowego. Dzierżąc nasze bilety, poszliśmy dalej ku zachodzącemu słońcu, ku któremu z dużą prędkością, nie budząc już naszego zdziwienia, zdążało także parę samochodów dostawczych.
Trochę nas zdziwiło, że droga w ten urokliwy zakątek przez finalne 6 kilometrów wiedzie szerokim asfaltem. Zdziwienie nasze wzmogło się jeszcze, gdy w pobliżu wzgórza, z coraz większą częstotliwością, zaczęły nas mijać pełne autokary wycieczkowe. Szczyt swój natomiast osiągnęło, kiedy na ciągnącej się wśród szczerych pól drodze, wyrósł szlaban z budką jakby celnika, z której wyłonił się pan, oznajmiając, iż podziwianie zachodu słońca kosztuje 1 lira od osoby. Uiściliśmy opłatę (no bo jakże tu przegapić najromantyczniejsze widowisko w regionie), w zamian za co wręczono nam po oficjalnym bilecie na wzgórze, profesjonalnie wydrukowanym na kredowym papierze z hologramem i pieczęcią parku narodowego. Dzierżąc nasze bilety, poszliśmy dalej ku zachodzącemu słońcu, ku któremu z dużą prędkością, nie budząc już naszego zdziwienia, zdążało także parę samochodów dostawczych.
Kiedy równiusieńkim asfaltem dotarliśmy na wierzchołek, okazało się, że
stoi tam zaparkowanych pięć autokarów a wokół nich, zbity w gęstą masę, kręci
się podekscytowany tłumek turystów. W 100 procentach japońskich i w daszkach.
Wokół tłumku natomiast kilku mężczyzn gorączkowo rozstawia, wydobywane na
prędce z samochodów dostawczych, stragany z suszonymi owocami.
Słońce, widziane ze wzgórza, zaszło jak zachodzi co dnia, a największej
atrakcji tego wieczoru dostarczył nam widok spóźnionego autokaru mknącego w
stronę szczytu dokładnie w chwili, gdy ostatni promyczek gasł za horyzontem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz