Strony

11.06.2010

W STRONĘ SŁOŃCA


Ostatniego wieczoru przed opuszczeniem Kapadocji postanowiliśmy wybrać się na wzgórze oficjalnie oznaczone na wszystkich lokalnych mapach jako najpiękniejszy punkt widokowy na zachód słońca.


Trochę nas zdziwiło, że droga w ten urokliwy zakątek przez finalne 6 kilometrów wiedzie szerokim asfaltem. Zdziwienie nasze wzmogło się jeszcze, gdy w pobliżu wzgórza, z coraz większą częstotliwością, zaczęły nas mijać pełne autokary wycieczkowe. Szczyt swój natomiast osiągnęło,  kiedy na ciągnącej się wśród szczerych pól drodze, wyrósł szlaban z budką jakby celnika, z której wyłonił się pan, oznajmiając, iż podziwianie zachodu słońca kosztuje 1 lira od osoby. Uiściliśmy opłatę (no bo jakże tu przegapić najromantyczniejsze widowisko w regionie), w zamian za co wręczono nam po oficjalnym bilecie na wzgórze, profesjonalnie wydrukowanym na kredowym papierze z hologramem i pieczęcią parku narodowego. Dzierżąc nasze bilety, poszliśmy dalej ku zachodzącemu słońcu, ku któremu z dużą prędkością, nie budząc już naszego zdziwienia, zdążało także parę samochodów dostawczych.

Kiedy równiusieńkim asfaltem dotarliśmy na wierzchołek, okazało się, że stoi tam zaparkowanych pięć autokarów a wokół nich, zbity w gęstą masę, kręci się podekscytowany tłumek turystów. W 100 procentach japońskich i w daszkach. Wokół tłumku natomiast kilku mężczyzn gorączkowo rozstawia, wydobywane na prędce z samochodów dostawczych, stragany z suszonymi owocami. 

Słońce, widziane ze wzgórza, zaszło jak zachodzi co dnia, a największej atrakcji tego wieczoru dostarczył nam widok spóźnionego autokaru mknącego w stronę szczytu dokładnie w chwili, gdy ostatni promyczek gasł za horyzontem.

W sekundę później wszyscy Japończycy z torbami suszonych śliwek zapakowali się do autokarów i zniknęli. Kolejne trzy sekundy i odjechali swymi ciężarówkami sprzedawcy owoców. Najromantyczniejsze wzgórze Kapadocji opustoszało, a my jako jedyni upuściliśmy je na własnych nogach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz