Strony

29.12.2010

O FAUNIE MIEJSKIEJ KANDY


Jak pisaliśmy wcześniej, w samym centrum Kandy znajduje się sztuczne jezioro. Biorąc pod uwagę jego skromne rozmiary, stopień zasyfienia i obetonowania, jest ono habitatem dla porażającej wręcz ilości i rozmaitości zwierząt. Nie będziemy się tu rozwodzić nad obecnością najbardziej oczywistych w tym środowisku przedstawicieli fauny, takich jak gigantyczny karp śmieciolubny czy pies bezpański przyjeziorny. Skupimy się natomiast na gatunkach bardziej charakterystycznych dla ekosystemu kandyjskiego.

Najbardziej narzucającym się (dosłownie i w przenośni) elementem tegoż ekosystemu są ptaki. Główną tego przyczyną jest prawdopodobnie fakt, iż miasto leży na granicy rezerwatu Udawattakele, znanego przede wszystkim ze swej bujnej ptasiej populacji. Wygląda jednak na to, że zamiast rozkoszować się spokojem zielonego santuarium, wszystkie ptaki rezerwatu przesiadują raczej na drzewach wokół miejskiego stawu. Przejście pod nimi deptakiem przebiega więc w stresującej atmosferze ustawicznego zagrożenia bombardowaniem ptasią kupą i powinno się odbywać możliwie jak najszybciej, zwłaszcza rano i wieczorem. W tych dwóch porach doby przemarsz brzegiem jeziora jest dodatkowo wzbogacony o niezbyt przyjemne doznania zapachowe i słuchowe. Pierwsze spowodowane są nagromadzeniem niewyobrażalnej ilości ptasich odchodów i mokrego pierza na chodniku, drugie – straszliwym jazgotem tysiący dziobów, które w pojedynkę wydają może słodkie trele, wszytkie razem jednak powodują chaos dźwiękowy, skutecznie uniemożliwiający komunikowanie się z osobą idącą tuż obok.

Oprócz ptaków, drzewa okupują także nietoperze. Nie takie skrzydlate myszy, jakie z rzadka przemykają w bladym świetle latarni europejskich miast. W Kandy z gałęzi zwisają latające lisy. Zwisają tak gęsto, że my - nieświadomi niczego turyści z dalekiego Północo-Zachodu, - w wieczornym półmroku długo braliśmy je za liście. 



Latające lisy są wielkie i ciężkie. Latają powoli, ospale machając błoniastymi skrzydłami, przez co wyglądają w locie jak pterodaktyle.

Bliżej ziemi, nad kandyjskim jeziorem można się natknąć na jaszczurki. Jaszczurki są różnych gatunków i rozmiarów. Bywają małe i kolorowe, śmigające zygzakiem na szeroko rozstawionych nogach...


... albo nieporuszające się wcale, leżące niczym półtorametrowe kłody, jak ten waran, którego zobaczyliśmy dopiero, gdy już prawie na niego nadepnęliśmy. Okazało się, że był tam z kolegami. 


Czasem dzieci przychodzą nad wodę karmić warany kawałkami kurczaka.

Na koniec, są jeszcze w Kandy makaki – mało sympatyczne małpki z fryzurą na pazia. Makaki chodzą po mieście wieloosobowymi gangami, popychając łydki ludzi, którzy nieopatrznie staną im na drodze, jedząc co się da i kradnąc co się da. Przestępstwa makaków popełniane są w biały dzień, ze szczególną bezczelnością. Nie ograniczają się bowiem do zjadania kwiatów z ołtarza lub porywania paczek chrupków z parkowych ławek. Makaki zdobywają swój łup przemocą, wyrywając torebki starszym paniom, plecaki zaskoczonym turystom, ściągając czapeczki z głów niemowląt i ich ojców. Jednym słowem dla makaków nie ma świętości. Makaki rządzą nadjeziornym światkiem Kandy i są spokojne o to, że żaden inny gatunek szybko nie zagrozi ich nadrzędnej pozycji w mieście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz