To co najlepsze w
Skopje znajduje się poza Skopje, nad rzeką Treška i nazywa się Wąwóz Matka.
Można tam dojechać zwykłym miejskim autobusem numer 60, w związku z czym jest to ulubione miejsce skopijczyków na weekendowe wypady. Odwiedzanie Matki w niedzielne przedpołudnie może nie być najlepszym pomysłem, ponieważ prawdopodobnie będzie tam również cała populacja Skopje, a więc ćwierć narodu macedońskiego.
Można tam dojechać zwykłym miejskim autobusem numer 60, w związku z czym jest to ulubione miejsce skopijczyków na weekendowe wypady. Odwiedzanie Matki w niedzielne przedpołudnie może nie być najlepszym pomysłem, ponieważ prawdopodobnie będzie tam również cała populacja Skopje, a więc ćwierć narodu macedońskiego.
My trafiamy nad rzekę w sobotę i nie jest źle, poza tym, że jedyna restauracja właśnie przygotowuje się na przyjęcie weselne i rozwija w tym celu najdłuższy czerwony dywan jaki w życiu widzieliśmy. Jest to jednocześnie jeden z najbardziej sfatygowanych dywanów jakie widzieliśmy, ale nie ma się co dziwić, skoro ciągnie się wzdłuż ściany wąwozu aż do najbliższego parkingu, czyli jakiś kilometr.
Na naszą korzyść przemawia
fakt, że większość ludzi wizytujących Matkę kończy przechadzkę z parkingu na
tarasie restauracji, ewentualnie przy ostatnim stoliku piknikowym, czyli
kawałek za restauracją. Całą resztę wąwozu mamy praktycznie dla siebie.
Zanim ruszymy postanawiamy zasięgnąć informacji w... informacji. Udajemy się więc do drewnianego domku z widokówkami na stojaku i dużym białym „I” nad wejściem. Pytamy siedzącego w nim młodego chłopaka z kolczykiem w kształcie logo Nike, czy tu jest informacja turystyczna. Chłopak odpowiada:
Zanim ruszymy postanawiamy zasięgnąć informacji w... informacji. Udajemy się więc do drewnianego domku z widokówkami na stojaku i dużym białym „I” nad wejściem. Pytamy siedzącego w nim młodego chłopaka z kolczykiem w kształcie logo Nike, czy tu jest informacja turystyczna. Chłopak odpowiada:
- Yes.
- No to my się chcieliśmy
dowiedzieć, czy szlak przez górę Vodno jest już otwarty, bo był zamknięty do
wczoraj z powodu zagrożenia pożarowego, a chcieliśmy nim wracać do Skopje i nie
wiemy, czy się da dzisiaj przejść.
Chłopak-Informacja Turystyczna nic nie mówi. Siedzi tylko i się na nas patrzy, jakbyśmy przylecieli z innej planety. Na koniec bezgłośnie unosi brew.
Chłopak-Informacja Turystyczna nic nie mówi. Siedzi tylko i się na nas patrzy, jakbyśmy przylecieli z innej planety. Na koniec bezgłośnie unosi brew.
My patrzymy po sobie, czy
nam nie wystają jakieś macki albo czułki spod kapeluszy, ale nie, więc uznajemy,
że to z nim musi być coś nie tak.
- So... You don’t know?
- No.
- But you
understand?
- No.
Ok, to się żegnamy w
takim razie i dedukujemy, że pewnie zagrożenie pożarowe nie ustąpiło przez noc,
bo nie padało i nadal jest 36°C oraz sucho jak wiór. Nie mamy ochoty iść w tym
skwarze 12 km pod górę tylko po to, żeby trafić na zamknięty płot i wrócić 12 km
na autobus. Z rzeczy rozrywkowych, postanawiamy więc wziąć łódkę do jaskini
Vrelo.
W Wąwozie Matka znajduje
się kilka jaskiń, ale tylko ta jest otwarta dla szerokiej publiczności. Tuż pod
nią zobaczyć można wejście do innej jaskini – Podvrelo, która jest całkowicie
zalana wodą. Speleolodzy nie przebadali jej jeszcze gruntownie, ale wszystko wskazuje
na to, że ma około 500 metrów głębokości i jest najprawdopodobniej najgłębszą
podwodną jaskinią na świecie. Niestety z braku umiejętności nurkowania w
jaskiniach (oraz poza nimi) jesteśmy skazani na tę niezalaną.
Pierwsze, co uderza po
wejściu do Vrelo, to dziwny, słodkawy zapach i nieustający pisk. Gdy nasz
przewodnik odpala generator i zaczyna działać oświetlenie, okazuje się, że
zapach pochodzi z zalegającego na dnie jaskini guana, a pisk z setek malutkich
gardełek nietoperzy, których ciasno zbita kolonia pokrywa sklepienie nad nami
brunatnym, futerkoym kilimem. Już sama jaskinia, nawet bez nietoperzy,
prezentowałaby się dość magicznie. Ze swoimi stalagmitami, stalaktytami i
fantazyjnymi zaciekami na ścianach, trochę kojarzy nam się z Jaskinią Św. Michała na Gibraltarze. Jest oczywiście o wiele, wiele mniejsza, ale
kiedyś też orkiestra zagrała w niej koncert.
Resztę dnia spędzamy idąc ścieżką wykutą w zboczu wąwozu – najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Jest strasznie gorąco. Kilka razy musimy przedzierać się przez rozrośnięte krzaczory lub przechodzić po osuwającym się rumowisku (w niektórych miejscach pozyskuje się tu kamień), ale warto się trochę pomęczyć dla takich widoków.
Uwaga odautorska: Ta ciemna plama nad dużym stalagmitem to stado nietoperzy. |
Resztę dnia spędzamy idąc ścieżką wykutą w zboczu wąwozu – najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Jest strasznie gorąco. Kilka razy musimy przedzierać się przez rozrośnięte krzaczory lub przechodzić po osuwającym się rumowisku (w niektórych miejscach pozyskuje się tu kamień), ale warto się trochę pomęczyć dla takich widoków.
Z perspektywy czasu
orzekamy, że Matka to jedno z najfajniejszych miejsc, jakie odwiedziliśmy w
Macedonii i gdybyśmy mieszkali w Skopje, też spędzalibyśmy tu niedziele.
Na szczęście nie
mieszkamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz