Sieć kolejowa w
Turcji jest bardzo słabo rozwinięta, w wyniku czego wszelkie migracje
wewnętrzne odbywają się tu autobusami. Wzdłuż i wszerz kraju przemieszczają się
tym środkiem lokomocji nie tylko turyści, ale także (a właściwie głównie) całe
tureckie rodziny wraz z dywanami, skrzyniami sadzonek pomidorów, kartonami z 60-cio elementową
zastawą stołową i całym dobrodziejstwem inwentarza.
Firm
przewoźniczych są tu dziesiątki, jeśli nie setki. Z tego powodu dworce
autobusowe często nie stanowią jakiejś zwartej architektonicznie bryły, są
natomiast zlepkim malutkich pokoików-kas biletowych z transparentami kompanii
tak ciasno i chaotycznie poupychanymi jeden przy drugim, że nadmiar bodźców
wizualnych przyprawia o zawrót głowy. Bądź przynajmniej o lekką konfuzję. Tak,
na przykład, wygląda stambulski dworzec w porcie Harem, po azjatyckiej stronie
miasta, z którego wyruszają autobusy na całą Turcję.
Znalezienie
odpowiedniej kasy może zająć „chwilę”, dobrze więc zawczasu dowiedzieć się
który przewoźnik obsługuje interesującą nas trasę, jak wygląda jego logo i dać
sobie czas. Z uwagi na duże zainteresowanie, warto też kupić bilet z
kilkudniowym wyprzedzeniem.
Kiedy jednak
żmudny proces nabywania biletu zostanie uwieńczony sukcesem, gwarantujemy, że standard
tureckich usług transportowych nie zawiedzie nawet najbardziej wybrednych. Przede
wszystkim żadnych „ogórów”. Autobusy są nowoczesne, czyste i aerodymiczne jak
statki kosmiczne. Na pokładzie bez przerwy urzęduje steward w białej koszuli i
pod krawatem, serwujący wodę, kawę, herbatę i ciasteczka oraz wilgotne
ręczniczki i wonne olejki odświeżające. Wszystko w cenie biletu! Podróż umila
nam również wyświetlany w czasie jazdy film, a jeśli dworzec główny w jakimś
mieście znajduje się w dużym oddaleniu od centrum, przewoźnik zapewnia nam
również darmowy transport w jego okolice. Cud, miód i orzeszki...
Pozostaje nam
tylko życzyć PKS-owi przejęcia przez tureckiego udziałowca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz