W Istambule (podobnie
zresztą jak w Antalyi i innych odwiedzonych przez nas miastach) wręcz obsesyjnie dba się
o czystość. Trudno powiedzieć, czy to wrodzona ogólnoturecka skłonność, czy po
prostu usilne dążenie władz, by z Istambułu uczynić nowoczesną, atrakcyjną dla
turystów metropolię. W każdym razie miasto (również jego bardzo nieturystyczne
dzielnice) w niczym nie przypomina brudnego i cuchnącego Istambułu, w którym
ścieki płynęły głównymi ulicami, a szczury wielkości mniejszych psów hasały
radośnie pomiędzy straganami, jaki znaliśmy z opowieści Taty, który oglądał
miasto we wczesnych latach 90.
Prawda, że w
Turcji śmieci się dużo. Z jednej strony dlatego, że istnieje powszechne
społeczne przyzwolenie na rzucanie śmieci na ulicy. Z drugiej, bardzo
prozaicznej, ponieważ w miastach , takich jak Istambuł, który liczy 15 (według
niektórych raportów nawet 18) milionów mieszkańców i hordy turystów, produkcja
śmieci odbywa się w tempie błyskawicznym i żadne, nawet sukcesywnie opróżniane
śmietniki nie są w stanie pomieścić tak olbrzymiej ilości odpadków.
Dzisiaj jednak,
każdego dnia legiony sprzątaczy odzianych w oficjalne uniformy z herbem miasta
na jednej i flagą Turcji na drugiej piersi wylegają na ulice, place i skwery,
by zamiatać, kosić trawniki, pielić klomby, malować ławki i słupki. Każdej nocy
natomiast, gdy zapada zmrok kolejne armie ekip sprzątających wyruszają do boju
w malutkich, kompaktowych śmieciarkach, pojazdach do zmywania bruku lub pieszo,
dzierżąc miotły, szufle, szpikulce do zbierania papieru, ciągnąc za sobą
wielkie kubły na śmieci. I tak dzień w dzień, noc w noc, czynią życie w
tureckich miastach nie tylko możliwym, ale również coraz przyjemniejszym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz