Strony

26.05.2010

O PUCYBUTACH

 

Jedyna grupa społeczna, którą dosłownie w przeciągu dnia zdążyliśmy obdarzyć antypatią, to pucybuty. Nie ci rasowi, siedzący dostojnie przy swych złoto zdobionych stanowiskach z wysokimi stołkami dla klientów, u których swoje markowe buty glancują eleganccy biznesmeni. Jest bowiem w Istambule jeszcze druga ich kategoria; pucybuty-sępy.

Pucybuty-sępy żerują na turystach. Przez pół dnia potrafią siedzieć przykucnięci na krawężniku lub murku ze swoim miniaturowym, przenośnym warsztacikiem do czyszczenia obuwia wszelakiego, aż wypatrzą nieświadome ofiary. Wtedy, ni z tego, ni z owego, odczuwają nagłą i przemożną potrzebę zmienienia lokacji. Biorą więc swą skrzynkę-podnóżek w garść i ruszają naprzeciwko spacerowiczom, dokładnie tuż przed ich oczami gubiąc dużą szczotkę. Każdy, niepozbawiony ludzkich odruchów przechodzień nawołuje naturalnie biedaka, myśląc o kruchej jego doli bez narzędzia pracy, jaką na chleb dla rodziny zarabia, a ten z wdzięczności  pada do stóp swego dobroczyńcy, który zanim się spostrzeże ma czyszczone buty (nawet jeśli jest w sandałach!). Wysłuchuje przy tym w nieprawdopodobnie szybkim tempie i telegraficznym skrócie historii ubogiej familii w Ankarze i głodnych niemowląt oraz, że cena usługi wynosi 18 lirów (36 PLN!), ale że za dobroć wyświadczona, to co łaska.

O skali tego szalbierczego zjawiska niech świadczy fakt, iż jednego tylko dnia w różnych częściach miasta szczotkę przed nami upuszczono trzy razy. Przestrzegamy więc dobrodusznych turystów przed tą zakałą uczciwego ludu tureckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz