Meczety to jeden
z najmilej wspominanych przez nas aspektów tego kraju. Nie tylko ze względu na
ich architektoniczne piękno (które trudno pominąć milczeniem, jeszcze trudniej
natomiast zwerbalizować), ale również ze wględu na ich użyteczność społeczną i
praktyczną funkcjonalność.
Zacząć należy od
tego, że w Turcji niewiernym wolno wchodzić do meczetów, co sprawia, iż
najbardziej znane świątynie w historycznych dzielnicach roją się od biegających
chaotycznie, nawołujących się głośno i strzelających fleszami na wszystkie
strony turystów. Trudno się tam modlić (toteż nikt tego nie robi) i trudno
poczuć prawdziwą atmosferę tych miejsc (vide: Błękitny Meczet w Istambule).
Zupełnie inne są
meczety, trochę oddalone od ścisłego turystycznego centrum, gdzie nie
dojeżdżają wycieczki autokarowe, a nikomu nie chce się drałować z buta. Budowle
te często w niczym nie ustępują urodą, tym największym i najbardziej
promowanym, a w dodatku można spokojnie, bez nerwów i pośpiechu podziwiać ich
nieprawdopobny wystrój.
Meczety są nie tylko
domami modlitwy, ale także swego rodzaju oazami spokoju pośród zgiełku
pędzących, tętniących klaksonami miast. Sami niejednokrotnie, zmęczeni długą
wędrówką po zatłoczonych, upalnych i hałaśliwych ulicach Istambułu, wstępowaliśmy
choćby na chwilę do mijanego meczetu, by posiedzieć na miękkim dywanie i odsapnąć
w przyjemnie chłodnym wnętrzu.
I jeszcze kwestia
bardzo ważna. Wszystkie meczety wyposażone są w czyste, zadbane toalety i dają
sposobność do obmycia się z kurzu i potu, co przy tureckiej pogodzie, zwłaszcza
latem, jest nader użyteczne. Nie trzeba bowiem chodzić po mieście z ociekającym
czołem, klejącymi rączkami, ani (w sytuacji awaryjnej) biegać rozpaczliwie w
poszukiwaniu publicznych toalet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz