Ayasofya (znana lepiej jako Hagia Sophia) nie jest meczetem, choć każdego dnia pięć razy głos muezina wzywa z jej minaretów do modlitwy. Nie jest też kościołem, choć nazywa się ją „Największą Kopułą Chrześcijaństwa”. Ajasofya jest już tylko muzeum – olbrzymią, nieprzeciętnej urody gablotą na swoją burzliwą historię, która odbija się w architekturze i wystroju budowli jak w ponadczasowym lustrze.
Początkowo stała
tu prosta rzymska bazylika, chociaż możliwe, że było coś jeszcze. Coś, o czym
nigdy się nie dowiemy, gdyż ryzyko naruszenia konstrukcji uniemożliwia
prowadzenie głębszych wykopalisk. W V wieku zbudowano kościół bizantyjski,
który spłonął w czasie ulicznych zamieszek, a odbudowany został w zaledwie pięć
lat pod rządami cesarza Justyniana. Jeszcze większy i piękniejszy!
Prawdę mówiąc,
Ayasofya była przedsięwzięciem architektonicznym na niespotykaną wcześniej
skalę. Mówi się, iż współcześni bali się wchodzić do jej wnętrza. Przerażeni
ogromem przestrzeni i światła uważali, że ażurowa kopuła nie wytrzyma ciężaru
dźwiganego kamienia i runie. Ale Ayasofya stoi do dziś.
Nie tracąc swego
majestatu, przetrwała nie tylko trzęsienia ziemi, ale również dużo bardziej
wyniszczające nawałnice ikonoklastów, krzyżowców i mahometan, którzy w 1453
roku, po zdobyciu Konstantynopola uczynili z niej meczet, tym samym ratując
przed popadnięciem w ruinę.
Dzisiaj Ayasofya,
opuszczona przez wszystkich bogów, jest tylko cichym świadkiem swoich zmiennych
losów. Na jej porytych krucyfiksami ścianach, ponad miejscem koronacji chrześcijańskich
cesarzy, wiszą medaliony z surami Koranu, a Maria Dziewica z bizantyjskiej
mozaiki spokojnie rozpościera ramiona nad skierowanym ku Mekce mihrabem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz