Strony

14.10.2012

KUKLICA - KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE


Kuklica jest opiana i obfotografowana w każdym przewodniku po Macedonii. To taka macedońska Kapadocja w miniaturze. W dodatku leży zaledwie 75 km od Skopje – w sam raz na jednodniowy wypad ze stolicy. Wręcz nie wypada się nie wybrać.

Najpierw pytamy o Kuklicę gospodarza naszego hostelu. Nigdy tam nie był, ale to przepiękne miejsce. Pokazuje nam zdjęcia w swoim przewodniku i opowiada legendę o przeklętym ślubnym korowodzie (Jeden pan młody, dwie narzeczone. Ta bardziej zazdrosna sprzymierza się z nieczystymi siłami, rzuca klątwę i zamienia wszystkich weselników w kamień. Nikt nie żyje długo i szczęśliwie. Koniec). Jak tam dojechać? Pan gospodarz nie wie. To jest gdzieś bardzo daleko, we wschodniej Macedonii. Ciężko będzie znaleźć jakiś transport.


Daleko? Toż na mapie, jak w pysk strzelił widać, że 75 kilometrów. Nie rezygnujemy i idziemy na dworzec autobusowy, zasięgnąć rady specjalistów. Zaznaczmy, że to dworzec centralny w stolicy kraju. Podchodzimy do okienka:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. – Pani nawet mówi trochę po angielsku.
- Jak dojechać do Kuklicy?
- A gdzie to jest? – Odpowiada pani pytaniem na pytanie.

Trochę nas to zbija z tropu, bo to ona siedzi po tamtej stronie szyby z napisem „Informacja”, ale grzecznie pokazujemy mapkę z przewodnika. Pani obrzuca książkę krytycznym spojrzeniem i mówi, że tam nie jeżdżą żadne autobusy.

Aha, to my się musimy naradzić w takim razie. Odchodzimy od okienka, wertujemy przewodnik, studiujemy mapę. Przecież tam idzie główna droga do Kratova, jednego z większych miast w regionie. Autobusy do Kratova jeżdżą regularnie i nie mogą jechać inaczej, niż właśnie tamtędy. Postanawiamy wypróbować inną panią:
- Proszę pani, chcieliśmy się dowiedzieć o autobus do Kuklicy. O której odchodzi i jak długo jedzie?
- Tak, oczywiście. O 3:15 rano, jedzie 10 godzin. – Co? Jak 10 godzin!? W tym kraju w żadną stronę nie da się jechać 10 godzin. Ten kraj ma powierzchnię tylko trochę większą od województwa lubelskiego.
- Pani kochana. – Nie dajemy za wygraną. – Pani nas chyba źle zrozumiała. Nam chodzi o tę tutaj Kuklicę, 75 km stąd. Jak tam cokolwiek, poza zaprzęgiem w woły, może jechać tyle godzin?
- A, Kuklica! Bo ja myślałam, że chodzi o Podgoricę.
- Nie, nie, my nie chcemy do Czarnogóry. Chcemy tylko tu, do Kuklicy. To jak tam dojechać?
- Tam się nie da dojechać. – Ręce nam opadają.
- Ale do Kratova się da, tak? To jak kupimy bilet do Kratova i poprosimy kierowcę, żeby nas wysadził w Kuklicy, to chyba nas wysadzi, prawda?
- No, tak to chyba można.

Fantastycznie! Sprawa rozwiązana. Bierzemy nasze bilety i udajemy się na peron, z którego odchodzi PKS do Kratova. Pokazujemy kierowcy, gdzie chcemy wysiąść. Kierowca nic z tego nie rozumie. Przychodzi drugi pan, kontroler-nawigator. On też nie rozumie, ale ten autobus jedzie do Kratova, nie do Kuklicy. Komunikacja w polsko-macedońsko-angielskim idzie nam bardzo opornie.
- To nie możemy z niego wysiąść w Kuklicy?
- Nie. Musimy dojechać do Kratova, a potem wrócić tą samą drogą do Kuklicy. Najlepiej taksówką.
- Taksówką? Panie, toż to jest ponad 20 km. Czy my wyglądamy na milionerów? Przecież nie mogą mieszkańcy tej części kraju między Skopje a Kratovem być odcięci od świata i podróżować wszędzie taksówkami.  – Już nam naprawdę nerwy puszczają.

I wtedy z nieba spada nam Lide. Lide studiuje filologię angielską, jest przewodniczką turystyczną po Macedonii i przypadkowym świadkiem tej frustrującej dyskusji. Brawurowo wkracza do akcji, zamienia kilka słów z panem nawigatorem, a chwilę później cała nasza trójka siedzi już w autobusie i zmierza we właściwym kierunku.

Okazuje się, że panowie zwyczajnie nie mają pojęcia, w którym miejscu na ich codziennej trasie znajduje się ta unikalna atrakcja turystyczna (mimo wyraźnych oznaczeń po drodze), więc woleli nas bezpiecznie dowieźć do końca kursu autobusu. Na szczeście Lide obejmuje dowodzenie nad pojazdem, mówi panom gdzie stanąć i nakazuje zatrzymać się w tym samym miejscu, żeby zabrać nas z powrotem do Skopje, kiedy będą wracać ostatnim kursem. Dziękujemy, Lide!

No to jesteśmy. Teraz musimy jeszcze tylko trafić do miejsca, gdzie znajdują się te niesamowite skalne formacje. To prosta droga, jakieś 3-4 km w jedną stronę. Niestety musimy się spieszyć, bo dojechanie tu, zamiast zapowiadanych 45 minut, zajęło naszemu ogórowi bite dwie godziny. Jest 15:00, a musimy zdążyć wrócić na ostatni kurs z Kratova, czyli na 17:00 (jest niedziela i według logiki transportu publicznego ludzie nie powinni przemieszczać się po nocy).


Idziemy więc sprężystym krokiem, najpierw przez wioskę, gdzie przysłowiowe psy dupami szczekają, tudzież diabeł mówi dobranoc, potem przez dzikie pola, z których nie wyrasta nic poza kościotrupem autobusu. Klimat trochę jak z „Into the Wild” tylko, że tu się bardziej nie powiodło. Raz mija nas zachustowana babina jadąca na ośle, drugi raz chudy dziadek z kijkiem i stadem równie chudych kóz. Oboje dużo do nas mówią i nie zraża ich fakt, że nie wiemy o czym. Uśmiechamy się do nich i maszerujemy twardo, choć upał nas dobija, pot zalewa oczy, a suchy piach zatyka dziurki w nosie. W końcu docieramy.


Faktycznie Kuklica jest jak mikro-Kapadocja. Fantazyjne kamienne twory, ukształtowane przez wieki procesów geologicznych działających na miękkie wulkaniczne skały mogłyby zrobić powalające wrażenie na kimś, kto nie był wcześniej w Kapadocji. My niestety byliśmy i to nam trochę psuje doświadczenie Kuklicy. Nadal nam się podoba i twierdzimy, że warto, nie możemy jednak powiedzieć, żeby na ten widok opadły  nam szczęki. W dodatku mamy trochę mało czasu. Kręcimy się chwilę między skalnymi „kukłami”, włazimy na skraj urwiska, pstrykamy fotki w stylu paparazzi kolesiowi pozującemu z motorem i udajemy się ponownie na pylisty szlak w kierunku głównej szosy.


Teraz musimy już iść naprawdę dziarsko, bo 17:00 zbliża się nieubłaganie. Perspektywa spędzenia nocy pod gołym niebem w środku niczego działa na nas jednak dość motywująco i docieramy do asfaltówki na czas. Pan kierowca z panem nawigatorem, bogatsi o wiedzę na temat lokalizacji Kuklicy, zatrzymują się we wskazanym przez Lide punkcie, tuż przy wielkiej tablicy z napisem „Skalne Kukły, wieś Kuklica”. Z niedowierzaniem w głosie pytają, czy znaleźliśmy to tajemnicze miejsce, a nasza twierdząca odpowiedź wyraźnie napawa ich dumą. W końcu nie kto inny, jak właśnie oni dowieźli nas do tego sławnego na całą Macedonię cudu natury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz