Strony

21.01.2011

O NIEWYKORZYSTANYM POTENCJALE



Sri Lanka to fantastyczny kraj. Ma do zaoferowania wszystko, czego turysta (nawet z tych bardziej rozkapryszonych) może tylko zapragnąć; piękną i dziką przyrodę, zabytki z listy światowego dziedzictwa UNESCO, szerokie rajskie plaże nad ciepłym oceanem, bogatą kulturę, sok prosto z kokosa, słonie, małpki, leopardy, curry, góry, jogę, ajurwedę, surfing i pyszną herbatę. Ma też przemiłych, wiecznie uśmiechniętych mieszkańców, którzy niekoniecznie traktują białasów, jak chodzące bankomaty (choć tacy też się oczywiście zdarzają). Ma transport publiczny i drogi (co wcale nie wszędzie jest normą), więc podróżowanie na własną rękę jest jak najbardziej możliwe, a nawet w miarę proste. Sri Lanka naprawdę ma potencjał. Olbrzymi i mocno niewykorzystany.

Fakt, że kraj jest biedny i nie ma środków na infrastrukturę, że niespełna 60 lat niepodległości mogło nie wystarczyć na jej właściwy rozwój, że wojna domowa uniemożliwiła bądź zahamowała wiele inicjatyw gospodarczych, a tsunami dokonało zniszczeń na skalę, jaką trudno sobie nawet wyobrazić. Mimo wszystko jednak, podróżując po Sri Lance ma się wrażenie, że wiele rzeczy nie zostało zrobionych, choć ich realizacja nie wymagałaby wcale zachodu. 


Lankijczycy mają chyba trochę tendencje do przyjmowania wszystkiego takim, jakie jest i nieingerowania za bardzo w zastany stan rzeczy. Jak przechyla im się chata, to podpierają ją drągiem, jak coś odpada od samochodu – przywiązują sznurkiem. Nie widzą potrzeby malowania całej ściany, skoro farba zeszła tylko miejscami. Jak długo zachowana jest funkcja użytkowa, względy estetyczne nie mają znaczenia. Takie Kandy na przykład, to duże, dynamiczne miasto, ale jego zabudowa wygląda tak, jakby od czasów kolonialnych nie powstał tu ani jeden nowy budynek. Wszystko jest jakoś dosztukowane, doklejone, przybudowane, a nieodnowione fasady zasłaniają tylko kolorowe szyldy supermarketów. Galle mogłoby być spokojnie azjatyckim Dubrovnikiem. Zamiast tego sypie się niemal na oczach zachwyconych turystów, którzy mogliby tu przecież zostawiać dużo więcej kasy. I miasto mogłoby rozkwitać.


Z zostawianiem na Sri Lance pieniędzy czasami bywa tak, że mimo najszczerszych chęci, zwyczajnie nie ma ich gdzie zostawić. Nawet w miejscach z założenia nastawionych na turystów, jak parki narodowe, muzea czy skanseny, brakuje tego wszystkiego, na czym przemysł turystyczny zwykle zarabia dodatkowe i często znaczące grosze: sklepiku z pamiątkami, stoiska z pocztówkami, kawiarenki. Prowiant zawsze należy mieć ze sobą, pojęcie suweniru ze Sri Lanki praktycznie nie istnieje. Czasem nie istnieje też sposób dotarcia na miejsce żadnym publicznym środkiem transportu.Czasem można dotrzeć, ale nie można trafić, bo światowej klasy zabytki czy inne atrakcje turystyczne nie są nawet oznakowane. To może zniechęcać mniej zdeterminowanych.

Nie piszemy o tym bynajmniej, by dać wyraz rozczarowaniu. Dla nas, im mniej turystów, tym lepiej, im mniej komercyjnie, tym atrakcyjniej, im trudniej dotrzeć, tym większa radocha. Jak najdalsi jesteśmy od promowania masowego przemysłu turystycznego, przez który najbardziej urokliwe zakątki świata stają się jedynie przekolorowanymi fotografiami w katalogach biur podróży. Żałujemy jedynie, że w kraju, dla którego turystyka mogłaby być potężnym motorem napędowym, marnuje się wielki potencjał.

2 komentarze:

  1. Świetny post ! :) Może kiedyś uda mi się tam dotrzeć i odkryć ten tajemniczy zakątek świata ...
    PS Uwielbiam Wasz styl podróżowania oraz pisania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komplement i trzymamy kciuki, żeby Ci się udało.
      Pozdrowienia.

      Usuń