10:30, Leiria, dworzec autobusowy.
Autobus do
Fatimy, zapowiedziany wprost do bezprzewodowego mikrofonu przez wąsatego pana o
dykcji i aparycji konferansjera telewizyjnych gali oskarowych, podjeżdża na
stanowisko. Nie jest szczególnie oblegany. Sześć, może osiem osób niespiesznie
zajmuje kilka frontowych foteli.
Na chwilę przed
odjazdem wokół autobusu robi się nagle tłoczno. Do środka hałaśliwie wtacza się
gęsiego długi rządek Cyganek. Idą prosto na sam tył, rozsiadają się każda w
osobnym rzędzie i kontynuują zażyłą dysputę, pokrzykując do siebie między
siedzeniami. Tym głośniej, im głośniej pracuje silnik. I tak przez całą godzinę
jazdy.
Z dworca w
Fatimie stadnie kierują się prosto do Sanktuarium Cudownego Objawienia.
*
* *
16:40, Fatima,
dworzec autobusowy.
W hali odjazdów
tasiemcowe kolejki do kas. Wydają się nie poruszać ani o jotę. Na czele każdego
ogonka Cyganka. Po drugiej stronie każdego okienka kasjer o zmęczonych oczach,
cierpliwie odliczający 3,25€ w jedno- i pięciocentowych miedziakach z
dziennego utargu Romek. Jak co dnia nastał fajrant ich niedługiej,
pięciogodzinnej zmiany. Jak co dnia musiało się opłacać wydać 6,50€ na
dojazd.
Żmudny rytuał
kupowania biletów dobiega końca i kobiety gromadą wsiadają do autobusu
powrotnego do Leirii. Znowu okupują cały tył pojazdu i krzyczą do siebie
niemiłosiernie. Kierowca kilka razy zwraca im uwagę, próbuje uciszać, ale w
końcu daje za wygraną. I tak przez całą godzinę jazdy. Każdego dnia.
*
* *
W międzyczasie w Fatimie.
Sanktuarium Matki Bożej, która przed wiekiem objawiła się tu w koronie drzewa trojgu pastuszkom. Gigantyczny, niemal porażący oczy odbijanymi promieniami słonecznymi plac ze specjalną, białą linią po środku. Po linii idzie się tylko na kolanach. Właściwie, to sunie się na przywiązanych do nóg poduszkach, wszelkiej maści ochraniaczach, specjalnie przystosowanych podkładkach ogrodniczych i innych nakolannikach. Ruch poduszkowy przebiega całkiem wartko.
Na placu, z
jednego krańca ultranowoczesna, minimalistyczna architektura. Kościół na
dziewięć tysięcy wiernych ze zdalnie przesuwanymi ścianami. Na przeciwnym końcu
strzelista neoklasycystyczna bazylika. Ani ładna, ani brzydka. Bardziej w
stronę ogólnie przyjętej i szekoro akceptowalnej estetyki sakro-kiczu, ale do
Lichenia jej jeszcze daleko.
Lekko z boku wiata buchająca otwartym ogniem, do którego wrzuca się świece w intencjach. Świece są różne. Zwykłe, jak to świece, albo takie dwumetrowe. W różnych cenach. Zależy od intencji. Są też woskowe kończyny, narządy wewnętrzne i zewnętrzne. Są dzieci-świece w dwóch płciach. Przy spalaniu zdecydowanie najbardziej tłoczno, gorąco i się trudno pozuje do zdjęć z iPhona przy wrzucaniu.
Lekko z boku wiata buchająca otwartym ogniem, do którego wrzuca się świece w intencjach. Świece są różne. Zwykłe, jak to świece, albo takie dwumetrowe. W różnych cenach. Zależy od intencji. Są też woskowe kończyny, narządy wewnętrzne i zewnętrzne. Są dzieci-świece w dwóch płciach. Przy spalaniu zdecydowanie najbardziej tłoczno, gorąco i się trudno pozuje do zdjęć z iPhona przy wrzucaniu.
Na lewo, kawałek za płomienną wiatą – zadaszenie, a pod nim ołtarz i ławki, jak w kościele. To jest Kaplica Objawienia, najistotniejsze miejsce w Fatimie. To tu się odbywał cały cud. Pod drzewem, którego już nie ma, które zostało po kawałeczku rozniesione na wszystkie strony świata, bo każdy chciał mieć trochę tego cudu dla siebie. W kaplicy taśmowo odbywają się msze, jedna po drugiej, na okrągło. Wśród tłumnego zgromadzenia, gdzieś na jego marginesach, za filarami kilkoro ludzi usiłuje się modlić naprawdę. Te osoby są tu dziwnie nie na miejscu. To miejsce nie sprzyja skupieniu.
Wokół placu rzędy
stoisk z pamiątkami, których asortyment osiąga – a nawet przekracza – wyżyny wszelkiego
znanego ludzkości kiczu i tandety oraz porozsiadane na betonie Cyganki.
Zakutane w chusty i spódnice, kołyszące się, jęczące smętnie swą żebraczą
mantrę nad wyciągniętą po pieniądze ręką. Interes kwitnie, jednym słowem. Biznes
się kręci, jest popyt, jest podaż.
*
* *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz